Nad obce wielkie miasto zmrok
zapada obcy.
Stoję w oknie i patrzę,
jak wolno śnieg prószy.
Ach! byłoto tak dawno, kiedy
mali chłopcy,
Biegaliśmy przez Warszawę,
rozcierając uszy!
Po tylu odtąd latach czyż
jestem tak inny?
Gdy wszystko leży w gruzach,
mnie zdaje się tylko
Że znowu się otworzy nasz
pokój dziecinny
I powiem: "Ja stąd przecież
wyszedłem przed chwilką."
To przecież moja Matka szyje
ręką drobną,
I widzę pochylony cień Ojca
na ścianie,
Co nocami odrabia robotę
osobną,
Za którą dla nas wszystkich
ma kupić ubranie.