[2003, Październik]
- 2003-10-30, Jak biali ludzie
- 2003-10-29, Konto
- 2003-10-28, Parada
- 2003-10-27, Kto poniesie flagę
- 2003-10-26, Zaczął się ramandan
- 2003-10-25, Karty po gruzińsku
- 2003-10-24, Wieczny deszcz
- 2003-10-24, Straszny strajk
- 2003-10-24, Idziemy na paradę!
- 2003-10-24, Jeszcze parę ciekawych słów
- 2003-10-23, Kłopoty z klasyfikacją
- 2003-10-22, Paranoma
- 2003-10-21, AA jednak polskie litery
- 2003-10-21, Milion greckich słów
- 2003-10-21, Jeszcze 3 zwroty
- 2003-10-20, Czy się uda?
- 2003-10-20, A jednak się kręci!
- 2003-10-20, Krótko
- 2003-10-19, Welcome to my life
- 2003-10-19, Deszcz
- 2003-10-18, Początek strony
- 2003-10-17, Kupiłem parasol (biuletyn 10)
- 2003-10-15, Program ruszył! (biuletyn 9)
- 2003-10-13, Powrót z Aten (biuletyn 8)
- 2003-10-08, Czwartek rano (biuletyn 7)
- 2003-10-07, Pan Aleksakis i inni (biuletyn 5)
- 2003-10-07, Póki mogę (biuletyn 6)
- 2003-10-06, Następny tydzień (biuletyn 4)
- 2003-10-05, Niedziela przed burzą (biuletyn 3)
- 2003-10-02, To chyba jakiś żart (biuletyn 2)
2003-10-30, Jak biali ludzie
Kupiliśmy czajnik elektryczny,
herbatę, kawę, dżem, miód, mleko, sucharki, kubek i talerze.
Tym samym uniezależniliśmy się tym samym od uniwersyteckiego śniadania. Możemy później
wstawać. Staliśmy się również bardziej atrakcyjni towarzystko. Dużo
osób zapowiedziało się na śniadania.
Alex ujął to lakonicznie: "żyjemy teraz bardziej jak biali ludzie".
2003-10-29, Konto
Byliśmy założyć konto w Narodowym Banku Grecji. Dobrze trafiliśmy i/lub mieliśmy dużo szczęścia.
To były chwile wielkiej greckiej gościnności i wyrozumiałości dla
cudzoziemców. Bank sie zamykał, ale to nic - obsługiwało nas z pięć osób rozmawiając nie tylko
o pieniądzach (tych przyszłych, które mają na wpłynąć na konto), ale
o nas i o nich. Kolejne okienka i biurka podawały nas sobie z rąk do rąk.
Przypomina mi to wydarzenie z sierpniowego pobytu w Ateach. Podróże
ateńską komunikacją miejską nie należą do najprzyjemniejszych, szczególnie jeśli
ma się słabe łokcie. Ale nagle wsiadła starsza pani, babuleńka właściwie.
W autobusie poszła plotka" Giagia, giagia!" - "babcia, babcia!". I babcia była podawana dosłownie z rąk do rąk
(tak, oderwano ją od ziemi!), znalazło się natychmiast miejsce
siedzące (ten młodzieniec po prostu musiał ustąpić pod presją tłumu).
Babcia nie jechała długo, może ze dwa przystanki. Słabym głosem
przyznała się, że chce wysiąść i natychmiast została uniesiona
do wyjścia. Ktoś zatrzymał autobus, ktoś przypilnował, by kierowa nie
zamknął zbyt wcześnie drzwi, ktoś odebrał babcię na przystanku
i postawił na ziemi.
Jestem pewien, że odprowadzono ją do domu.
2003-10-28, Parada
Dzień wstał pogodny, niespodziewanie. Miał to być dzień hiper-grecki, więc
na śniadanie zafundowałem sobie fetę (Dodonis), oliwki (czarne), sucharki
(friganies) oraz wodę. Na nasz przystanek przyjechał autobus uniwersytecki,
który nas zabrał na kampus, do sali gimnastycznej.
Musieliśmy co prawda chwilę poczekać, ale było warto. Dostaliśmy mundurki
uniwersyteckie - granatowe spodnie i marynarki oraz żółte krawaty. Panie to
samo, tylko zamiast krawatów - apaszki. Popstrykaliśmy trochę pamiątkowych zdjęć i
odbyliśmy krótkie przysposobienie do marszu - na sucho w sali gimnastycznej.
Krok marszowy budził od początku dużą nieufność. Nogi wysoko, ale ręce również.
Próbowałem maszerować jak polski żołnierz (ręce wędrują po łuku) - powiedziano mi,
że tak nie, ponieważ wyglądam jak Begnini w "Życie jest piękne".
Gdy bylismy już w miarę gotowi, autobus zabrał nas do centrum. Wylądowaliśmy na głównej ulicy,
około pięciu minut od samego centrum. Wokół mnóstwo ludzi. Paradowicze skupieni w identycznie
ubranych grupach: Żołnierze, dzieci z podstawówek, młodzież gimnazjalna i licealna.
Zołnierze mieli uzbrojenie - niektórzy karabiny maszynowe, inni bazooki.
Widzieliśmy wiele różnych strojów ludowych, najpopularniejsze - ewzoni oraz epirockie (Sarakatsani).
Dostaliśmy pół godziny czasu wolnego, więc przespacerowaliśmy się do samego zegara. Ludzie
zbierali się na poboczach, kupowali flagi. Byliśmy dumni, że jesteśmy po tej stronie,
a nie gdzieś z boku.
Wróciliśmy, ale się nic nie zaczynało. Kolejne grupy ustawiały się jedna po drugiej. Wkrótce przyniesiono
flagi. Flagę niesie wytypowany najlepszy uczeń na czele swojej grupy. Flaga spoczywa w specjalnej
uprzęży. Uczeń ma białe rękawiczki.
I zaczęło się. Pierwsza szła orkiestra ubrana na czerwono. Potem duży pochód młodzieży i dzieci we
wszelkich możliwych greckich strojach ludowych. Następnie po kolei podstawówki, gimnazja, licea. Potem my.
Cały przemarsz trwa ok. 10-15 minut, trudno ocenić. Nauczyciel, którzy szedł koło mnie, mówił-"Wyżej ręce!
Zasługujemy na większe brawa!". Przy trybunie honorowej obróciliśmy się w prawo. Oglądało nas wielu wojskowych pod orderami,
wiceminister stał i nas pozdrawiał. Orkiestra grała marsze. Poczułem wzruszenie.
Potem zwinęliśmy nasz uniwersytecki sztandar, zrobiliśmy sobie pamiątkowe zdjęcie przed pomnikiem Nieznanego Żołnierza i
pojechaliśmy się przebrać, a potem na obiad.
To była uczta, nie piszę nic więcej, boję znów wzruszyć :)
Wieczorem oglądaliśmy się na wideo i w telewizji. Oglądaliśmy też parady z innym miast. Żołnierze zawsze maszerowali
najlepiej, nawet ci z bazookami.
2003-10-27, Kto poniesie flagę
Jutro parada. Pojawił się, jak czasem bywa, problem z flagą. Flagę niesie
zwyczajowo najlepszy uczeń w szkole. W miejscowości Mihaniona koło Salonik
najlepszym uczniem jest Albańczyk. Krajowy protest - i młodzi, i starsi.
Albańczyk podobno nie poniesie flagi. Zobaczył, co się dzieje i mądrze
ustąpił. Z tej okazji pokłóciliśmy się i my - dzisiaj na zajęciach.
2003-10-26, Zaczął się ramandan
Szerif nic nie je, nawet nie pija wody za dnia. Wszyscy trzymamy za niego mocno kciuki.
2003-10-25, Karty po gruzińsku
Wieczorem graliśmy w dziwną grę karcianą. Zasad nie rozuimiem - coś się deklaruje, zbiera się jakieś lewy. Jest atu, czasem. Punktacja jest tajemnicza, jest pewien, że istnieją do niej specjalne kalkulatory. Tylko jedno było niewinne - nazwa: "tzoker" (tj. joker).
Figury karciane przypomniały władców staroperskich. Dotyk Wschodu?
2003-10-24, Wieczny deszcz
Wciąż pada i pada. Budzimy się o świcie słysząc monotonny szmer deszczu,
czasem, gdy mamy szczęście, przestaje na chwilę padać pod wieczór.
Gdzie tylko się nie udamy, suszą się parasolki.
Wszyscy utrzymują nas w przekonaniu, że jeszcze nie rozpadało się na
dobre. Podobno od listopada do marca utoniemy w strugach deszczu.
2003-10-24, Straszny strajk
Niestety nie dogadali się wczoraj w nocy. Przerwali film co najmniej dwa razy, by
poinformować o postępach w dyskusji. Klamka zapadła: choć sąd
wydał wyrok, że strajk jest nielegalny, śmieciarze nie wznowią pracy na pewno
do poniedziałku.
Sytuacja trwa już tydzień. Niektóre ulice w Janena przestają być
przejezdne. Chodniki pokryte są w niektórych miejscach górami śmieci,
sięgającymi już pierwszego piętra. I na dodatek ciągle pada.
To akurat dobrze, w Atenach podobno upał. Szykuje się za to wielka burza
i jeśli będzie tak gwałtowna, jak te, które pamiętam, Ateny zostaną
przysypane na tygodnie. Spróbuję psytryknąć zdjęcia, choć będą
nieco turpistyczne.
2003-10-24, Idziemy na paradę!
Zapisaliśmy się i 28 października, w Święto Narodowe, idziemy na paradę!
Mamy być o 9.00 w sali gimnastycznej, gdzie otrzymamy
mundurki uniwersyteckie i od 11.00 przemaszerujemy główną ulicą Janen!
To będzie przygoda, ha!
2003-10-24, Jeszcze parę ciekawych słów
Grecy mają za dużo słów:
"wioporismos" - sytuacja, w której zarabiam tyle, że starcza na chleb i
jeszcze trochę,
"apenglowizo" - uwalaniam z klatki, ale współczenie wyciągam kogoś z zaciętej windy,
"imiolio" - najładniejsze słowo, by powiedzieć: półtora,
"midiama" - bardzo delikatny uśmiech, i "ipomidio" - uśmiecham się jeszcze
delikatniej niż "midiamą",
"charokamenos" - ten, który stracił wielu bliskich, czyli dosłownie
"spalony przez Charona-śmierć"
"omogalaktos" - ten, który wraz ze mną pił to samo mleko, czy mój brat.
Może moja fascynacja i przydługie definicje biorą się stąd, że nie mam tu polskiego
słownika?
2003-10-23, Kłopoty z klasyfikacją
Próbuję dociec, co dolega Greckiej Teorii; gdzie jest to coś, co
nie pozwala mi jej przyjąć ot tak. Próbuję po raz kolejny to zrozumieć.
Jądrem greckiej teorii jest Klasyfikacja: pogrupowanie przypadków
względem określonego kryterium. Borges napisał kiedyś swoją klasyfikację
Rzeczy na Świecie, której reguły zmieniały w miarę wyliczania kolejnych
podgrup. Wśr ód tych, które pamiętam, znajdowały się tak absurdalne kategorie,
jak "rzeczy namalowane cienkim pędzlem z wielbądziego włosa". W środku
listy pojawiły się "wszystkie inne" rzeczy, po czym lista podążyła
dalej.
Niektóre z greckich teorii zaczynają od wyliczania - i na nim kończą.
Niestety niektóre z proponowanych podziałów są dla mnie nie do zaakceptowania:
Borges zrobił, jak to on, dowcip, tymczasem wyliczanki w moim zeszycie
pojawią się na pewno w poniedziałek na Teście. Na przykład: czasowniki
dzielimy ze względu na stronę i "diathesi" (inklinację). Strona
może być czynna lub zwrotna (dokładniej biewrno-zwrotna). Na razie ok.
Diathesi, czyli faktyczne znaczenie czasownika może być czynne, zwrotne i bierne.
Ma to sens, ponieważ niektóre z greckich czasowników są "apothetika", deponensami,
mają bierną formę, ale znaczenie czynnie, np. "erchome" - przybywam. Na razie ok, strona zwrotna jest oczywista.
Jest też 4 diathesi - tzw. neutralne. Kiedy ani podmiot nie
produkuje energii, ani nie przyjmuje. Czyli gdy nic nie robi. Myślę,
śpię, nudzę się, żyję. Hmmm. Tłumaczą nam, że jak nie widać, że
coś robimy, to jest to właśnie ta kategoria. Hmm hmm. Może to się
broni, ale pierwsze o tym słyszę.
2003-10-22, Paranoma
Anglik Brian Church mieszkący w Atenach, pisuje od lat do "Athens News", bodajże w środy, felietony o greckim języku. Zebrał kiedyś najlepsze i wydał we wspaniałej książce "Learn Greek in 25 years". Jest przeuroczy, niestety zbyt optymistyczny co do Greków. Przymyka oczy na pewne bolesne fakty.
Przesiaduję w bibliotece historii nowożytnej i pisuję maile, robię stronę (właśnie tą), utrzymuję niezbędny kontakt ze światem. Dzisiaj jakiś cudem zostałem namierzony przez panie z naszego programu i bibliotekarz nie wiedzieć czemu się zdenerwował. Gdy sobie wychodziłem rozprostować nogi, pokiwał mi ojcowsko palcem i stwierdził "yellow card!", dodając, że jestem tutaj "paranoma". O, to jest właśnie jedno z tych słów na pierwszą lekcję greckiego. Paranoma - nielegalnie. Jesteś tu paramona, pracujesz paranoma, przesiadujesz paranoma. Paranoja! A my, masz szczęście, jesteśmy tak dobrzy, że przymykamy na ciebie oczy. Dobry grecki wujek. Mistrz w podtrzymywaniu uczucia zagrożenia.
Wczoraj jedna z naszych dziewczyn pomyliła się i dała do skasowania (tj. przedarcia) bilet już zużyty. Kierowca ją przyłapał, zabrał jej legitymację studencką i na nią nakrzyczał. Powiedział, że jak dojadą do centrum, to będzie się gęsto tłumaczyć przed władzami ktelu (tutejszych linii autobusowych - prywatnych). Przetrzymał jej legitymację, spowodował, że się trochę podenerwowała i wielkopaństwo ją jej oddał. Na pewno poczuł się od razu o wiele lepiej.
Gorzki jestem dzisiaj i niesprawiedliwy, ale jeszcze jeden zwrocik: "Ime mono ksenos" - "jestem tylko cudzoziemcem". Ha, jak starożytni mówili na cudzoziemców?!
2003-10-21, AA jednak polskie litery
To już ostatni wpis techniczny, ale chyba mi się udało przekonać ten przeklęty Silicon Graphics, żeby pisał po polsku
.
Co prawda "ź" jest pod "q", a nie "x", ale to nie powinno być problemem. Zaraz ruszam zcyrilizować komputer Assel.
2003-10-21, Milion greckich słów
Przez ostatnie dni pędzimy na greckim jak ekspress. Setki słówek, dosłownie.
Dzisiaj stwierdziłem zupełnie serio, że Grecy mają słowa nawet na
rzeczy, które nie istnieją. To kompletne szaleństwo, jeśli
jest czasownik na "przyzwalająco macham ręką z daleka" (gnefo), na "będąc falą, pluskam
rozbijając się o brzeg" (plaflazo), czy choćby na
"krzyczę buu będące oznaką niezadowolenia, przeciwieństwo zito!" (juchaizo).
Jeśli jest rzeczownik oznaczający "czynność wydawania z siebie dźwięku
tss oznaczającego dezaprobatę lub wręcz obrzydzenie" (tsuksimo),
"specyficzny zapach ubrań pozostających za długo w zamkniętym pomieszczeniu"
(klisura) - co znaczy też "fakt zamknięcia/bycia zamkniętym" lub "zamknięte
miejsce, takie jak jaskinia lub nawet dolina", czy wreszcie "głeboki i ciężki oddech, będący
skutkiem dużego wysiłku, szczególnie przy wspinaniu się".
Przymiotniki? Proszę: "ubrany/przystrojony w kwiaty" (anthoforemenos) - to łatwe.
Grecy mają synonimy nawet tam, gdzie nie trzeba: narcyzm, czy
samouwielbienie jest greckim słowem, ale nie - jest jeszcze inne: "filaftia",
czy miłość do samego siebie. Nie wspomnę o zwrotach, takich jak
"O Charos wgikie pagania" - Charon (czyli śmierć) wyszedł na spacer, co oznacza...
kobietę za kierownicą!
Gdyby Borges znał Greków, nie pisałby o niczym i nikim innym, tylko o nich
i ich języku.
2003-10-21, Jeszcze 3 zwroty
"liga pragmata" - niewiele rzeczy
"mikres chares" - małe radości
"apli zoi" - proste życie
Trzeba powoli sobie zbudować taką janińską niby-filozofię
2003-10-20, Czy się uda?
Blog działa. Galeria nie :( Ciekawe, czy działają wpisy?
2003-10-20, A jednak się kręci!
Działa, działa, działa!!!
Wiem - mało zdjęć. Teraz spróbuję trochę jeszcze doprawić. Zdjęcia czekają na dysku, ale trzeba je przyporządkować stronom. No nic. Do roboty
2003-10-20, Krótko
Tak chyba będzie łatwiej, pisać tutaj, a nie do skrzynek.
Z drugiej strony to taki "oficial biuletyn", jak to ostatnio nazwała Kasia. Agony of choice.
Tydzień ruszył z kopyta. Na śniadanie dla odmiany margaryna, dżem i ów żółty chleb grecki. Grecy chyba nie serwują nam inki, ale może jednak... Na wszelki wypadek zapijam ją mlekiem, inni sokiem pomarańczowym.
Poz zajęciach, ok. 13:00 było zebranie wszystkich na temat naszych "bolączek". Nie wypadło najlepiej, po prostu się pokłóciliśmy - o pieniądze, a dokładnie o to, jak bardzo będziemy o te pieniądze walczyć. Nie wiem, czy dojdzie do następnego walnego zgromadzenia. Nie ma żadnego języka, którym by mówili wszyscy, ani grecki, ani angielski, ani rosyjski, więc spotkanie odbyło się po rosyjsku.
Ciekawe, ile jeszcze razy będą tolerować moją przyssaną do sieci obecność w bibliotece historii czasów nowożytnych. Najwyżej - trudno - kolejne wpisy będą bez polskich znaków :)
2003-10-19, Welcome to my life
Proszę, latami broniłem się przez blogowaniem, a tu coś takiego. Ciekawe, co powiedziałaby/powie Marysia...
Blogi mogą być chyba wewnętrzne i zewnętrzne: opisujące uczucia/odczucia lub to, co widać i słychać. Chcę, by mój zaliczał się do tych drugich, choć może mu się zdarzać niebezpiecznie dryfować ku tym pierwszym.
Bardzo przyjemny film widzieliśmy w sobotę "My life without me", o śmierci, ale jak! Co prawda ekran miał wielkość 25 telewizora (panoramicznego) i dźwięk miał w tle poważną wadę, ale film wyjątkowo wzruszał. Podskórnie czuję, że ten tytuł pasuje tutaj, w Janena, wyjątkowo wyjątkowo.
Aha, jeśli nie będzie polskich znaków, to znaczy, że piszę z jednego z tych super-komputerów i nie udało mi się ich przekonać do ISO-8859-2.
2003-10-19, Deszcz
Janena nazywana jest "małym Londynem", choć może to Londyn powinien zostać "dużą Janeną". Padało dzisiaj od samego rana. Przestało na chwilę w południe, zaświeciło słońce - dwa razy po minucie - i znów zaczęło. Tym razem na poważnie, doszło do błyskawic i piorunów. Teraz - po 23:00 - spokój. Tylko mokre ulice. Nikt się nie dziwi tym nieustającymi deszczami, nam radzą to samo.
Podobno w Janena jest prawie nawięcej samochodów na mieszkańca. Lepszy wynik w Europie ma tylko Mediolan. Codziennie jakiś kwiatek.
2003-10-18, Początek strony
Chyba zaczyna działać mój pomysł. Zrobiłem galerię, choć jeszcze trzeba pouzupełniać wpisy, ale coś tam już widać. Jak dobrze pójdzie, załaduję stronę i bazy danych do internetu w poniedziałek.
We wczorajszym biuletynie - ostatnim (?) w starej formie - nie dopisałem, że (a) strajkują śmieciarze, więc na każdym skrzyżowaniu rosną góry śmieci (b) nasze legitymacje studenckie obowiązują wyłącznie w prefekturze Janena, czyli nici ze zniżkowego biletu do Aten!
2003-10-17, Kupiłem parasol (biuletyn 10)
Jest piękny: czarny, bardzo męski i otwiera sie z glosnym buuuff! za jednym naciśnięciem dźwigni. Tyle radości za jedyne 5,49 euro. Kupłlem parasol, znaczy poddałem swój pogodowy optymizm rzeczywistości. Wczoraj lało jak z cebra i nie wygląda na to, że dalsza zima (tutaj to juz zima) będzie lepsza. Oczywiście jako że dzisiaj zabralem ze sobą parasol, nie padało. Będę musiał go wiec brać codziennie.
Chmury leżą nisko na górach, nawet u nas przy stołówce, białe kłęby zasłaniają najbliższe otoczenie: taka wieczna mgla.
Już w poniedziałek wręczono nam dwujęzyczna listę zasad dobrego zachowania – czyli co jest zakazane w hotelowym życiu. Oczywiście papierosy i alkohol. Oczywiscie zapraszanie do pokojow ludzi spoza Programu. Ale rowniez “imprezy i zebrania”, a takze “zmienianie zewnętrznego wyglądu hotelu”, czyli innymi slowy nie mozna rozpostrzeć sznurków do wieszania prania na balkonie. Maja pecha, ponieważ mój piękny czerwony sznurek wisiał jeszcze przed opublikowaniem przepisów i teraz – zgodnie z ich literą – nie moge go zdjąc.
Odwiedzilismy pralnię w akademiku na uniwersytecie, gdzie moglibyśmy bywać i my. W tym pomieszczeniu można nakrecic thriller...!
Przechodząc do spraw bardziej poważnych muszę wspomnieć o strajku, ktory sie wyraźnie zaostrza. Wczoraj, jak donoszą Ateny, został zamknięty na głucho stołeczny uniwersytet. Dzisiaj to samo spotkało nasz: nic nie działa, ani biblioteki, ani sale komputerowe, ani siłownia (nici z dzisiejszego treningu!). Całe szczeście otwarte są jeszcze bufety i stołówka. Nie strajkowali też nasi nauczyciele greckiego.
Zajmujemy sie przez cały tydzień teorią greckiej składni, a dokładnie podziałami wśród zdań i rodzajami orzeczeń. Potwierdzam po raz kolejny swoją opinię, że Grecy po prostu nie maja smykałki do teorii. Wymyślają sobie coś tam, a potem dopisują do tego dłuuugą liste wyjątków. Taka analiza bez syntezy, rozbieranie zegarka i podziwianie jego cześci. Potem wszystkie sprężyny, kółka zębate, wskazóweczki wsypujemy do szuflady i... następny zegarek.
Rozmawiałem z szefem Janińskiego Klubu Gorskiego, jest wycieczka w niedzielę na Mitsikeli. 4 euro i posilek (zupa fasolowa, oliwki, chleb) w kosztach. Na razie wybiera sie ze mną 4-5 osob, ale wszystko zależy od pogody. Klub organizuje wycieczki co niedzielę – za tydzień góry przy Parga.
2003-10-15, Program ruszył! (biuletyn 9)
Minęły słoneczne dni, zapowiadają deszcze w północnej Grecji, rankami mgła
dochodzi aż pod hotel.
Dzisiaj ma urodziny Katerina z Bułgarii. Zjedliśmy tort, były balony, sok
pomarańczowy i koperta z funduszami na prezent (nowoczesność!). Wszystko
ładnie, pięknie, ale dlaczego o 6.20 rano? Trudno, dobudzę się jutro.
Jesteśmy już podzieleni na grupy i odbywamy zajęcia od 9 do 13. Grupa
zaawansowana liczy sobie 10 osób, w tym silną grupę z Ukrainy i zaledwie
nieco słabszą z Bułgarii. Nauczycielka nie jest jeszcze pewna naszego
poziomu, ale powoli powoli osiągniemy jakiś modus vivendi, czy jak mu tam.
Dzisiaj sięgnęliśmy nawet do fragmentu z "Anafora ston Greko" Kazantzakisa,
co wróży jak najlepiej. Praca domowa na 2 godziny zapewni nam godziwe
zajęcie na wieczór.
Postanowiliśmy się usportowić i Aleks, mój kolokator, zwolennik ruchu i
siłowni, zabiera nas dzisiaj na zajęcia do sali gimnastycznej. Z tej okazji
spędziliśmy wczoraj miłe popołudnie próbując skompletować nasze stroje
sportowe. Przyznam, że nieco trudno chodzi się po sklepach w 10-osobowej
międzynarodowej gromadce. Szczególnie, że sklepy zamykane na popołudnie,
otwierają się ponownie dopiero o 5, czytajcie o 6.
Wykryliśmy też Janiński Klub Górski, który zapowiada otwarcie sezonu w
niedzielę. Spotkanie w schronisku na zboczach naszego Mitsikeli (tej góry,
która wyrasta za hotelem) na wyskości 1400 m o godz. 8.30. Hmm, zastanawiam
się, jak tam dotrzemy, a dokładniej - o której będziemy musieli wstać.
2003-10-13, Powrót z Aten (biuletyn 8)
Wróciłem z Aten. Wydawałoby się, że te 436 km, które straszą na tablicy
drogowej przy wylocie z Janena to będzie jakiś koszmar, ale nie. Jedzie się
nie przez Pindos, ale na południe - Arta, Antirio-Rio, Korynt, Megara,
Ateny. W sumie 6,5 godziny, gdyby nie korek w Eleusynie. Z powrotem
wypróbowałem nocny kurs - i nieco ponad 6 godzin. Autobus pędzi z wichrem i
jedynym przystankiem jest prom przez Zatokę Koryncką.
Antirio i Rio spina coraz wyraźniej most - 4-przęsłowy, 2,5 kilometrowy,
najdłuższy most w Grecji (mam zdjęcia). Taki przemnożony przez 4 Most
Świętokrzyski (Galeria zdjęć).
Droga ogólnie jest bardzo ciekawa: najpierw dzicze Epiru i złota grecka
jesień, potem rozlewiska i jeziorka Grecji środkowej, potem brzeg Zatoki
Korynckiej z domkami letniskowymi ciągnącymi się między autostradą a morzem
przez 200 km. Kanał Koryncki jak zwykle łatwo przegapić. Tym razem wydał mi
się jakiś zmizerowany, brzegi i boki pokruszone, zarastające drzewami - i
oczywiście żadnego ruchu. Na wysokości Megary trzy tunele, ciągle
przekopywane, które ocalą kierowców od jednego czy dwóch zakrętów (obecnie
autostrada dostosowuje się do krętej linii brzegowej). Tuneli właściwie 6:
pas bliżej morza (do Aten) ma tunel krótszy, pas dalszy wbija się w górę na
kilometr.
Ateny gorące, zastały mnie w golfie i górskich butach zupełnie
nieprzygotowanego. Bezchurne niebo, obowiązkowe okulary słoneczne, żadnych
turystów.
Odwiedziłem "stare śmieci": ateńskie księgarnie i księgarenki, Kolonaki,
Polish Town. Znowu udało mi się trafić do Kaisariani. Zdobyłem świeżutko
wydaną biografię Zygmunta Mineyki autorstwa A. Nowickiego "Od Wilna do
Aten". Mineyko, nie dość że był dziadkiem Andreasa Papandreu, to jeszcze
odkrył podjanińską Dodone, zbudował Turkom twierdzę Bizani - też przy
Janena, którą następnie pomógł zdobyć Grekom. Książka wydana i napisana z
pietyzmem, chciałoby się rzec - staromodna, ale w najlepszym znaczeniu: z
rycinami, mapami, zdjęciami i niespiesznym tokiem narracji. Perełka.
Zdobyłem też grecką "Grecką literaturę podróżniczą", która powinna mi
rozjaśnić podejście literackie do Mojego Tematu.
Jeszcze przed wyjazdem odszedł mi Ormianin (doksa to Theo!), a przybył miły
równoletni mi Rosjanin-Gruzin z Batumi Alosza. Czuję podskórnie, że to
początek pięknej przyjaźni. Jest jeszcze trzeci "chłop" - Szeryf (!) z
Aleksandrii. Tyle chłopców, są jeszcze dwaj panowie - Ormianin oraz pan
Sokrat, miły i profesjonalny akademik z Krymu. Pozostali uczestnicy to
uczestniczki. Do obecnych już narodowości doszły Turczynki, Ormianki,
Egipcjanka, Gruzinki. Ex oriente lux!
Program się rozpoczął i ruszył z kopyta. Napisaliśmy test i porozdzielano
nas (tego samego dnia!) na grupy.
Będziemy mieli też dostęp do uniwersyteckiego bezpłatego internetu.
2003-10-08, Czwartek rano (biuletyn 7)
Czwartek rano. Wczoraj zmokliśmy niemiłosiernie czekając pod
Marinopulosem godzinę na autobus. Wróciłem, okazało się, że mieszkam z
50letnim Ormianinem, który pali i nie zna żadnego języka, który znam ja.
Dzisiaj rano zauważliśmy pierwszy śnieg na szczytach Pindosu, wszyscy są
zdziwieni, nawet Grecy.
2003-10-07, Pan Aleksakis i inni (biuletyn 5)
Mieliśmy już 2 zajęcia z panem Arisem Aleksakisem, który podobno jest KIMŚ. Starszym Ateńczykiem, ktory znudził sie wielkim miastem i przyjechał do nieco mniejszego miasta, jakimi są Janena, by życ i uczyć w spokoju. Jest nauczycielem starej daty, delektującym sie swoim autorytetem (dobrze!) i nie wahajacym sie wbic w ziemie co bardziej gorliwych studentów. Laczy w rownych proporcjach ironię z wiedzą, czyli trochę się podśmiewuje - czasem z nas, czasem z Grecji, często z siebie. Wymaga absolutnego skupienia i biada tym (mnie), którzy nerwowo pstrykają dlugopisami! Prycha głośno na wszystkich gadajacych.
Zaczal dzisiaj wykladac "politismos" - kulturę - kazał spojrzeć na mapę i zapytał o podstawową cechę Grecji. Góry i morze - i to góry stromo schodzące w morze. Tutaj nie ma gdzie uprawiać, wiec nie ma co jeść, więc Grecy od zawsze podrozują. Proste i piekne.
Jeśli tak bedzie dalej, to marzenie. Niestety pan Alexidis przypisany jest do ERASMUSów, a nie do nas, IKYwców i nie wiadomo, czy nam go w przyszłym tygodniu po prostu nie odbiorą.
Program sie oczywiscie jeszcze nie rozpoczął, uczestnicy przybywaja po 2-3 dziennie, więc MOŻE tak koło 13 pazdziernika, hmm.
Strajk sie chyba skończył, ale nikt nie wie na pewno; zwiedzaliśmy dzisiaj na własna reke biblioteki i na razie we wszystkim a) możemy tam siedzieć b) możemy korzystać z komputerów c) możemy podłączać własne komputery. OK!
Jestesmy obecnie w bibliotece centralnej, praktycznie zupełnie pustej - czyli nie ma wcale ani ksiażek, ani stołów. Ale biblioteka działa. Oczywiście jesteśmy wlasciwie jedynymi "użytkownikami", więc po raz kolejny dzisiaj muszę powtorzyć, że nie jest źle.
Na zakończenie slłowo o kolejnym dowcipie organizacyjnym: bedziemy jedli śniadania na uniwersytecie. Czyli pobudka o 6.45, 7.20 wychodzimy, 8.30 sniadanie w kantynie, 9.00 zajęcia. Ja to przeżyję, ale dziewczyny? I tak dzisiaj skonczyło sie na szalonej jeździe taksówką na uniwersytet - taksówki zresztą wychodzą niewiele drożej od autobusów!
2003-10-07, Póki mogę (biuletyn 6)
Pięknie jest tutaj, w tej małej miejscowości, w małym miasteczku na
greckiej prowincji. Wokoło pagórki, rzeczki, kwiatuszki... Pan też na pewno
ma takie swoje miasteczko, zupełnie takie same, panie Thordonie Wilder. Jak
ładnie przedstawił pan życie małej społeczności w owej sławnej pańskiej
sztuce "Nasze miasteczko". Czytaliśmy ją i widzieliśmy w teatrze w Grecji i
ma pan zupełnie rację, że nigdy nic się nie tam dzieje.
Dzisiaj zaczynam od Chadzisa (który pisze o Janena w "Końcu naszego małego miasteczka") i jego świętej racji.
Pogoda wariuje. Rano, tj.
jeszcze przed wschodem słońca (tak, o tej wstajemy!) pada, potem słońce,
potem mżawka, potem upał, trochę wiatru. Tak już od paru dni. Czy to przez
te góry?
Wokół nas same plotki. Przyjeżdża dziś dwóch panów, Ormianin i Ukrainiec.
Tajemniczy Turek jeszcze się nie pojawił. Podobno mamy zmieniać hotel na
jakiś bliższy centrum, podobno jutro będą już legitymacje, podobno pojutrze
test.
Chciałbym dzisiaj napisać słowo o Studenckiej Kuchni Greckiej. Być może
temat jest już rozpoznany, ale czuję potrzebę napisania choć dwóch słów.
Wydaje mi się, że w Grecji jest jedna kuchnia studencka, w której gotowane
są wszystkie greckie studenckie posiłki, a następnie - nocą - rozprowadzane
po wszystkich greckich uniwersytetach. Przypomniałem już sobie wiele smaków,
które pamiętam z Aten i za którymi zdążyłem się już tak stęsknić.
Śniadanie to chleb, dżem, kawa, mleko, sok. Codziennie. Nie byłem, były
dziewczyny - dzisiaj po raz pierwszy, nie komentowały.
Na obiad zawsze jest jakaś zupa (nie jadam), danie główne, sałatka oraz
owoce (winogrona zabójczo słodkie albo gruszki), czasem słodycz. Kolacja
podobnie, tyle że bez zupy i słodyczu.
Stołówka jest ogromna, dwupoziomowa, może pomieścić swobodnie 500 osób.
Widok z okien przepiękny - na góry. Jadłospis do końca miesiąca wisi przed
wejściem. Ja lubię niespodzianki i walczę z pokusą.
By dostać posiłek, trzeba okazać legendarne paso lub zapłacić (podejrzałem,
wydaje mi się, że obiad kosztuje 1,76 euro). My nie mamy paso, ale mamy
specjalną listę IKY. Oprócz tego możemy brać pakiety z obiadem i kolacją dla
nieobecnych.
Potem przechodzi się z tacą do obrotowych stołów, z których pobiera się
Specjały - zawsze w dwóch wersjach, następnie chleb, serwetki, sztućce oraz
woda do picia. Na stołach jest w bród 4 podstawowych przypraw: soli, octu
winnego, cytryny i oczywiście oliwy. Generalnie wszystkie sałatki i połowę
potraw je się z oliwą.
Mięs jest mało, a jeśli są, to występują w postaci "bifteków". Dużo potraw
warzywnych: fasola, briami (zapiekanka warzywna z bakłażanem), pieczone
ziemniaki, zdarzyły się też te przerażające marynowane warzywa z papryczkami
i marchewkami na czele. Niebezpiecznie dużo makaronów - od "makaronad":
zapiekanek makaronowych, przez udawane spaghetti carbonare, do kitharakia,
czyli makaronu w kształcie ziaren ryżu. Niektórzy dali się zmylić. Była też
pizza, oczywiście z kawałkami fety.
Zero ryb, za to zdarzają się owoce morza - w makaronie lub w ryżu: ach,
dzisiaj wieczorem.
Jako sałatka przechodzi generalnie sałata, krajana w paski, ziele
("chorta"),
trawiaste w wyglądzie i smaku i dzięki temu egzotyczne, pomidor-ogórek oraz
siekana kapusta. Praktycznie codziennie jest świetna, ostra feta, czasem z
czarnymi oliwkami.
O słodyczach lepiej nie pisać - wczorajsza chałwa była najmniej chałwiastą
chałwą jaką w życiu jadłem. Przypominała za to galaretkę.
Pije się wodę, choć ciekawostką może być mleko sporadycznie podawane do
obiadu, również mięsnego.
Tace z brudnycmi i pustymi naczyniami (byliśmy głodni) kładzie się na
specjalne taśmościągi, które spiralami i mostkami przewożą brudne naczynia
do kuchni. Stołówkę też obfotografuję, na cześć greckiej myśli technicznej.
2003-10-06, Następny tydzień (biuletyn 4)
Pozdrowienia z deszczowej Janiny, żebyście nie myśleli, że tu mamy tylko upał i że wszyscy kąpiemy się w morzu, tj. jeziorze.
Największym newsem tego pochmurnego dnia jest fakt, że zmieniliśmy pokoje.
Mam nareszcie taki z oknem na południe, z balkonem i widokiem na jezioro
oraz nawet na meczet! Jest też lodówka, która zgodnie z grecką myślą
techniczną działa wyłącznie wtedy, gdy włoży się klucz do bezpiecznika,
czyli gdy się jest w pokoju.
Potwierdzają się plotki - coraz bardziej. Będzie 59 osób, w tym 3 panów.
Część podobno będzie mieszkała w jakimś pensjonacie bliżej jaskini (tj.
Jaskini). Byłem całkiem wściekły dzisiaj rano, może dlatego starczyło mi
odwagi, by powiedzieć samemu właścicielowi, panu Ziakasowi, że nie chcę
mieszkać w jaskini (moim ciemnym, zimnym pokoju z widokiem na Skałę). No i się przeprowadziliśmy. Niestety potwierdza się moja
najgorsza teoria dotycząca współczesnych Greków: albo oni krzyczą na mnie,
albo ja na nich. Trochę żenujące.
Uff. Walka na uniwersytecie trwa. Oczywiście studenckie legitymacje, kody do
internetu, pozwolenie chodzenia na wykłady i tak dalej to wciąż jeszcze
odległa przyszłość. Może zaczniemy w przyszłym tygodniu... Na razie
przyjechało nas jakieś 20 osób. Dzisiaj zerknąłem p. Ewi przez ramię na
listę. Będą godnie reprezentowane Turcja, Egipt i Armenia. Przyjeżdża też
dziekan z Krymu.
Wykłady mogą być rzeczywiście wyjątkowe: Grecja za panowania Ottona I, czy
historyczna demografia Grecji XV-XIX wiek, po prostu bombowo. Tylko ciekawe
czy nas wpuszczą na wykłady. Nikt nie potrafi powiedzieć, czy istnieje
instytucja wolnego słuchacza. Ha!
2003-10-05, Niedziela przed burzą (biuletyn 3)
Kolejny biuletynik janiński z e-cafe z ulicy Michała Angelosa. Dzisiaj jestem tu tylko z Assel, pozostale dziewczęta zmęczone nudą i nieróbstwem udały się do hotelu, naszego cudownego hotelu Ziakas.
Jest nas już około 20 osób, w tym może 8-9 młodzieży. Trzymamy sie razem (tj. młodzież). Zaczynamy się zastanawiać, czy nas się w ogóle zbierze 60tka, jakoś niemrawo idzie.
Nawiązaliśmy kontakt z ERASMUSami: z Włoch, Hiszpanii i Niemiec. Poszliśmy razem do restaracji, 18 osob przy jednym stole, miło. SpotkaŁem jednego WŁocha z Trydentu, chemika, który siedzi tu już 4 miesiąc. Podobno po tygodniu w Janena widziało się już wszystko, no tak - jutro minie tydzień.
Co do weekendu, to jak się można było spodziewać, minął nieco nudnawo. Żadnych wydarzeń z pierwszej, nawet z trzeciej strony. Małe zdarzenia. Spotkałem np. pewnego wlaściciela pizzerii w Perama, Amerykanina z Bostonu, ktory - jak stwierdził - przyjechał do Grecji na wakacje i sie ożenił. No cóż, zdarza się.
Jutro rano mamy kolejną batalię w centrum - o legitymacje studenckie, bezpłatny dostęp do internetu, a ja walczę o to, by się podłączyć gdzieś na poważnie do internetu i zacząć się wreszcie czymś zajmować.
Tymczasem życzę +32 C (jak tu)!
2003-10-02, To chyba jakiś żart (biuletyn 2)
W programie jest "juz" 8 z 60 uczestników. My z Haną, Assel z Kazachstanu, siedzi obok nas w kafejce oraz dwie panie z Rosji (Kazachstan-Syberia), które nam trochę matkują. Pozostała trójka jest jeszcze niewiadoma.
Mamy hotel. Nie mieszkamy w Panepistimiupoli (kampusie). To jakis żart tam, gdzie mieszkamy. Jak spojrzeć na mapę, Janena lezy na zachodzie jeziora Pamwiotida. Na południe od Janena, w górach, jest kampus. Na polnocny wschod od Janena jest miejscowość (ok, wieś) Perama, w której znajduje się sławna jaskinia. My mieszkamy... 3 minuty na piechotę za tą jaskinią... Jest to NAJDALSZY hotel w stosunku do uniwersytetu, jaki można sobie wyobrazić. Osobiście uważam, ze to jakis masterplan organizatorów, ale kto wie. Myslelismy przez te 2 dni, ze Janena to taki grecki koniec swiata, ale nie - teraz dla nas Janena to metropolia.
Plan jest taki: rano mamy jeść śniadanie i dojeżdżamy autobusem miejskim na kampus - ha, ciekawe jak sie w 60 zmiescimy! Oczywiście nie ma biletów innych niz jednorazowe (kiedyś znałem taki zwrot "bilet miesięczny") i każdy bilet musi zostać osobiście przedarty przez kierowcę - ponieważ z reguły kasowniki nie dzialają. Obliczam sobie, ile czasu będziemy wsiadać do autobusu, tym jednym przednim wejściem. Na kampusie mamy zajęcia 9-13, potem obiad w kantynie (przyjemny) potem czas własny. Kolacja koło 18.00 w kantynie i potem powrót. Może przez centrum z jakimiś zakupami, skrawkami nocnego zycia, byle się nie spóźnić na ostatni autobus, bo piechotą to z 40 minut (z przystanku w Perama juz tylko 10).
Panie Rosjanki sa bardzo waleczne, chcą domagać sie transportu na koszt uniwersytetu i rozwiazania paru palących problemów,takich jak pranie. Pani Ewi (szefowa) bedzie miala z nami ciężki kawałek chleba. Wszystko wskazuje na to, ze do 3 października strajkują nauczyciele akademiccy (dla odmiany taksówkarze 4 i 8-9, szpitale 7-8 itd. , a to tylko rozpiska na najbliższe 2 tygodnie).